Arnold Schwarzenegger był bohaterem mojego dzieciństwa i wczesnych lat młodzieńczych. Z trudem zdobywane plakaty, filmy oglądane na niemożliwej jakości kasetach VHS, dla dorastającego smyka to był ktoś a o filmach pokroju Predatora czy Commando dyskutowało się godzinami. W dokumencie Netflixa jest to i sporo więcej, Mamy więc AS zawodnika, aktora i polityka a po części także syna, męża i ojca.
Biografia wygląda więc na kompletną, ale tylko do momentu, gdy nie zdamy sobie sprawy, że jak się dobrze przyjrzeć, to coś ta historia wygląda za pięknie. I tak właśnie jest, gdyż jest to biografia ściśle kontrolowana.
Można powiedzieć, że największe osiągnięcie Arnolda zostało w serii ukryte "tuż na naszych oczach" a jest nim kreacja własnego wizerunku. Niezbyt nachalna, ale sprawna. Wyślizgująca się z ramy zaledwie parę razy, kiedy AS przyznaje wprost, że każda sprzedaż, każde osiągnięcie wymaga sprzedawania kitu. I to właśnie dostajemy w dużej porcji w filmie. Bez złej woli, tego wymaga świat twierdzi Arnold, niemniej karmieni jesteśmy wyidealizowaną prawdą. To, że w filmie nie wystąpiła eks-żona Maria Schriver, jest znaczące. Odpowiedzi na niektóre, bardziej kłopotliwe pytania brzmią szczerze, ale też jak gdyby zostały starannie przygotowane przez sztab doradców od publicity. Taka jest najwyraźniej cena sławy i kreowania wizerunku.
Jest w filmie tona motywacji, słuszne docenienie niezwykłej biografii człowieka z Thalu, który osiągnął w życiu niemal wszystko co zamierzył. I tyko na końcu zostaje refleksja, że niczym podziwiany Herkules, Arni kończy życie ukarany za własne błędy i pychę. A także kłamstwa, którymi karmił rodzinę i nas. Smutny nieco ostatecznie portret bohatera. Po filmie Netflixa będę lubił Arniego nieco mniej, wolę zapamiętać go takim, jakim był w wyidelizowanej wizji z czasów dzieciństwa i w swoich filmach ze złotego okresu kina akcji.
Dokładnie! Arnold jest mistrzem autoprezentacji a nauczył się już tego w czasach bycia kulturystą. Jednak nie ma co kogo oszukiwać. Zgadzam się z tym co napisałeś, że dużo mówi to, że dla produkcji nie wypowiedziała się jego była, ale jednak wieloletnia żona Maria Shriver. Zamiast niej wyciągnęli z szuflady Barbare Baker. Dziewczynę Arnolda z początku lat 70. hehe :)
No właśnie. W tej biografii wypowiada się wiele naprawdę sławnych osób, jak Cameron, DeVito, Stallone.... a zabrakło jego byłej żony. To daje sporo do myślenia. Wiadomo, że to produkt Netflixa, więc trzeba wziąć poprawkę i patrzeć trochę przez palce. Może ktoś kiedyś zrobi jego dokładną biografię, tylko wtedy może upaść mit człowieka sukcesu.
Może dlatego że jego żona ma wciąż żal do tego co Arnold zrobił i nie miała ochoty rozdrapywać ran do serialu...
Nie ma w dokumencie żony, kochanki i babci - to słaby dokument, masz rację. Gdyby Arni chciał zrobić sobie laurkę, to by usunął motyw z nieślubnym synem, któremu jest poświęcone 10 minut, więcej niż T1 i T2 w tym dokumencie.
Ale jakie kłamstwa, bo ja kojarzę tylko jedno, to, że zdradził swoją żonę. To jest życie, zdarza się, tragedii nie ma, nikogo przecież nie zabił, ani nikt z rodziny mu nie zmarł tragicznie (poza bratem, z którym i tak nie utrzymywał kontaktu). A tak, można powiedzieć, że miał szczęśliwe, pełne sukcesów życie. Nie zmagał się z alkoholizmem, nie był ubabrany w jakieś zarzuty dotyczące wykorzystywania seksualnego. Tylko pozazdrościć, że tak wszystko mu się ułożyło. W każdej dziedzinie osiągnął sukces.