Dłużyzny - wiele scen niemożliwie ciągnących się, sprawiających wrażenie, wypychacza, do słabo poprowadzonej fabuły. Nieciekawe i antypatyczne postacie, brak napięcia, słaba choreografia walk. Marne aktorstwo. Brak pomysłu na całość.
Dam jeszcze szansę drugiemu odcinkowi.
Niestety nie dokończyłem drugiego. Straszna nuda. Poczekam może na całość, ale tytułowa Ashoka jest postacią nie ciekawą, odpychającą. Pierwszy tak słaby start seriali z uniwersum SW. Po świetnych Mandalorian i Boba Fett po nieco słabszym ale wciąż trzymający poziom Andorze to można się było spodziewać czegoś lepszego :/ Można to porównać do Obi Van Kenobi, ale tam chociaż główny bohater był charyzmatyczny.
No proszę, a u mnie wręcz przeciwnie... Mandalorian tylko 1 i 2 seria, Boba - nawet nie wspominaj. Serial Obi... niemal zniszczona postać - nadal ją lubię, ale o serialu staram się zapomnieć. Andor nieco słabszy od Boba? Jesteś oryginalny w ocenach. Chyba jesteśmy z innych pokoleń :-) A na pewno różnimy się gustem i oczekiwaniami od serialu Ahsoka i świata GW w ogóle.
Andor jest niezły, ale wystarczy kilka kosmetycznych zmian i nikt by się nie domyśli, że chodzi o universum Star Wars.
Andor, z nową wizją rebelii, gdzie prowokuje się imperium do terroru, aby wzniecić w ludziach opór, pasuje do tego jak pięść do nosa. Jest to po prostu zbyt realistyczne podejście jak na baśń.
Gwiezdne Wojny mają problem z widownią. Dawni fani podrośli i naiwności fabularne, które kiedyś nie przeszkadzały, teraz stają się nie do zniesienia. A to nigdy nie był cykl, który zmuszał do głębokich refleksji. My jesteśmy dobrzy, bo walczymy o wolność. Tamci są źli, bo dążą do czegoś przeciwnego. Koniec i kropka.
Jak w tym kontekście umieścić Cassiana? Albo Luthena? Albo, co gorsza, Syrila Karna. Toż ten ostatni chciał jedynie wymierzyć sprawiedliwość mordercy. Zaś Luthen byłby modelowym Sithem.
O kurcze a dla mnie wręcz odwrotnie - ciekawe dłużyzny - wiele ciekawych scen ciągnących się, s rawiających wrażenie podnoszonego napięcia do ciekawo poprowadzonej fabuły. Ciekawe i pociągające postacie, dużo napięcia, świetna choreografia walk. Dobre głębokie aktorstwo. Dobry pomysłu na całość.
Już sie nie mogę doczekać drugiego odcinka.
Jeżeli zachwycasz się przekręcaniem 3 kolumn przez 7 minut, albo jak dwie baby gapią się na siebie przez minutę bez żadnego wyrazu twarzy, to jesteś idealnym targetem Disneya. Z powodu braku scenarzystów takich scen będzie pewnie więcej.
I kolejne obrażone na siebie kobiety, którym by było o wiele łatwiej jakby umiały się ze sobą po prostu komunikować :D
Wygląda, że Twoje oczekiwania są takie, by akcja zap...ła, jak w Mission Impossible. Zabawne, ale mnie właśnie filmy, gdzie akcja tak zasuwa, często zdają się infantylne. Nie powiem, takie też oglądam, ale nie od wszystkich tego oczekuję. Lubie świat GW, a postać Ahsoki szczególnie. I dla mnie ten serial może się trochę ciągnąć ;-)
Pomysł, jak się zdaje, był jeden - zrobić babską wersję Gwiezdnych wojen, gdzie to kobiety są głównymi wojownikami i toczą pojedynki na świetliste miecze, tak jak dotychczas mężczyźni. Nic dziwnego, że wyszło nudno i głupio.
Gdyby tak każdy chciał oceniać serial po pełnym sezonie, to te nigdy by się nie kończyły - pełna oglądalność = kręcimy dalej.
caly ten sezon ma tyle tresci, ze nie daloby sie z tego gowna ulepic nawet jednego uczciwego filmu. no ale wiadomo, ze musieli rozciagnac scenariusz jak gume w gaciach aby pomiescic maksymalna ilosc wokowatych akcentow i wysrubowac sobie obowiazkowego EGSa
Ehh. Liczyłem w komentarzach na uczciwą debatę ale widzę banda ludzi nie wkręconych w uniwersum ocenia, że film zły, "bo nie pie...ą si jak w 400 Twarzyach Graya, nie mordują jak w Rambo 666, nie ma akcji jak w Szklanej Pułapce 9001 i efektów jak w Avatarze 33 i 1/3". Star Wars to baśń. Nie oczekujcie wielkiej logiki, bo sam fakt, że mają droidy z oprogramowaniem heurystycznym, a jednocześnie działka pokładowe musi obsługiwać fizyczny operator już jest w naszym Ziemskim ujęciu nielogiczny. Sceny walki akurat, w wykonaniu Ahsoki opierają się o japońskie sztuki walki i można wiele podstawowych postaw tam wypatrzeć. Niemniej zgadzam się, że jest wiele dłużyzn i scen tak spapranych, że czasem aż zęby bolą, toksyczny związek tych konkretnych dwóch kobiet też aż boli, bo o ile Ahsoka jaką znamy z animowanej serii była niesforną padawanką niesfornego mistrza, to jej uczennica to typowo sfochana fanaka k-pop. Jednak fabuła jest spójna i wydaje się być pomostowa. Zauważyć należy, że część historii wiąże się zarówno z SW Rebels jak i poprzez samą Ahsoke z Madalorianinem (są odniesienia do obu, zarówno w postaciach jak i dialogach czy smaczkach w tle). Do tego w całości wygląda jakby scenarzyści mieli ograniczone pole manewru bo raz muszą zrobić miejsce na kolejny sezon (stąd Ahsoka pozostaje w innej galaktyce), a dwa to trzeba przygotować podwaliny pod kolejną pełnometrażówkę. Nie zdziwię się jeśli w związku z tym dostaniemy trylogię Thrawna znaną z nowel, w dopasowanej do Disneyowskiej wizji, a łączącą z kolei pomostem stare 6 epizodów z nową niewydarzoną trylogią o Rey i płaczliwym wnuczku Vadera....
Klimat Gwiezdnych Wojen tu jest. Może nawet bardziej z drugiej trylogii (chronologicznie pierwszej), niż z trzeciej. Ale ten serial dość dobrze pokazuje:
- jak genialna była muzyka Johna Williamsa i jak bardzo jej brakuje,
- jak genialna była rola Harrisona Forda i jak bardzo kogoś takiego brakuje,
- jaki niesmak pozostaje, kiedy ładuje się na siłę ideologię do, jak by nie patrzeć, legendarnego universum, które tego ani trochę nie potrzebuje.
Fabuła jest słaba, ale to nigdy nie była mocna strona Gwiezdnych Wojen.
Kobiety po prostu kiepsko wypadają w scenach walk na miecze. Albo precyzyjniej - słabiej niż faceci. A jeśli jeszcze walczą dwie, lub za przeciwnika mają niezbyt sprawnego Raya Stevensona, to nie wiadomo jak kamerę obrócić, żeby wmontować kaskaderkę, zamiast aktorkę.
Z całym szacunkiem dla Ivanny Sakhno - z tą jej manierą do wytrzeszczu oczu, wygląda bardziej na nierozgarniętą, niż groźną.
Natomiast Natasha Liu Bordizzio, to taka bardziej zbuntowana nastolatka, niż kandydatka na padawana. I dzięki słusznemu podejściu, żeby ubierać ją w mandaloriański hełm, dało się gdzieniegdzie przemycić kaskaderkę, niestety podczas walki na miecze hełm jej spadał.
Przy czym w przypadku dwóch ostatnich, ciężko stwierdzić na ile jest to wina gry aktorskiej obu pań, a na ile reżyserów.
Nie jest jednak aż tak źle, jakby to wynikało z komentarza. Jest to zwykły średnia, który nie będzie jednak długo pamiętany.
Co do scenariusza i ograniczeń - być może Mandalorian miał lepszy odbiór, dlatego że każdy odcinek opowiadał osobną historię, co dało scenarzystom więcej możliwości.
"działka pokładowe musi obsługiwać fizyczny operator" - tu akurat jest pewna logika. Te kanony narzuciła "Nowa nadzieja" z 1977 roku. W tym przypadku Disney stara się być, że tak powiem, tradycjonalistyczny.